Jak wiecie kocham lakiery Essie. Odcień prezentowany dziś to LADY LIKE - 101
Jest to, krótko mówiąc, kolor "brudnej" róży. Kiedyś w dużej palecie pastelli (tych kredek) był taki odcień który miał właśnie taką nazwę - brudna róża. Był moim ulubionym, głównie za subtelność, delikatność, jednocześnie coś tajemniczego i właśnie "brudnego". Nie jest on radosnym różem, a właśnie takim spokojnym, zgaszonym.
Uwielbiam ten zaokrąglony pędzelek, dzięki niemu, malowanie jest prostsze, niż w innych lakierach, a tym samym dokładniejsze.
Jak widzicie, kolor lakieru spasował mi się z kubkiem do herbaty ;) ale dotarło to do mnie dopiero jak pomalowałam sobie paznokcie, kubek miałam już wcześniej ;)
A teraz mój nowy nabytek czyli TOP Sally Hansen - Diamond Flash
Ja bardzo lubię gdy paznokcie po pomalowaniu BARDZO błyszczą, wygląda to bardzo elegancko i świadczy według mnie o perfekcji wykonanego manicure :D dzięki temu, nawet na słabych i krótkich paznokciach, ale ładnie spiłowanych i pomalowanych można osiągnąć efekt wow!
Pierwszy raz mam ten nabłyszczacz i uważam że jest naprawdę niezły! jedyny jego minus jest taki, że nabłyszczacz ten nie przyspiesza wysychania lakieru, co bardzo odpowiadało mi w inny TOPie Sally H. - Insta Dri
-----------
W drugiej części posta chciałabym pokazać Wam trochę sztuki, ponieważ album z obrazami Edvarda Muncha jest dziś tłem dla lakieru Essie i kubeczka ;) to stwierdziłam że napiszę kilka słów o nim i tym, co dla mnie znaczy.
Druga część posta tak jakby tematyczna - zbliża się 1 listopada i wiele myśli kłębi mi się w głowie, jak zawsze w tym szczególnym okresie.
W mojej rodzinie żyło (i żyje ;) wielu artystycznie uzdolnionych osób, mój tata grał na akordeonie, mój dziadek, pomimo że był wojskowym, malował obrazy i był bardzo uzdolniony plastycznie, moja mama tańczyła i także malowała. Starsza siostra odkąd była malutka (a wychowywana była przez dziadka) także zdradzała artystyczne zapędy, malowała, pisała wiersze, wszystko to zaszczepiała w młodszym rodzeństwie bo moja mama pracując, nie miała dla nas tyle czasu. Ostatnio na zajęciach z perfumerii, odkryłam, że zapachem mojego dzieciństwa jest zapach farb olejnych, nie pamiętałam tego, aż do ostatniej niedzieli. Wąchaliśmy mnóstwo zapachów, aby określić jak wrażliwy jest nasz węch i jak dobrze potrafimy rozróżniać zapachy. Zapach farb olejnych, dosłownie przeniósł mnie w inny wymiar, to było niesamowite. Był też drugi niezwykły zapach - zapach goździków. On także zabrał mnie o x lat wstecz. Nie jest nowością, że mózg ludzki wiąże konkretne sytuacje, wspomnienia z zapachami. Ja wszystko co mnie otacza wiążę z zapachami, i to bardzo silnie. O tych dwóch naprawdę zapomniałam, być może dlatego że byłam bardzo mała.
Wracając do pierwszego malarza z którego twórczością przyszło mi się zapoznać (w wieku trzech lat), chciałam Wam pokazać moje ulubione obrazy, które pochodzą z albumu Alfa Boe.
Co jakiś czas do niego wracam, i za każdym razem, odnajduję w jego obrazach coraz to nowe rzeczy.
W obrazach Muncha widać nieodłączne przenikanie się śmierci i życia, tak, jakby te dwa światy żyły obok siebie, w jednym wymiarze. tak, jak gdyby on to widział, jakby czuł jej obecność.
Gdy miałam trzy latka, starsza siostra zaznajomiła mnie z obrazem powyżej, nie bałam się go, chociaż jest on odrobinę straszny dla mnie teraz. Dorota nauczyła mnie wtedy także wymawiać jego nazwę i tak mała Marysia chodziła wszędzie i mówiła "Ksik" [krzyk] - był to mój ulubiony obraz :)
Munch był mistrzem, w przedstawianiu na swoich obrazach śmierci, cierpienia, choroby. Cytat na początku książki którą posiadam: "Sickness, Madness and Death were the black angels who stood round my cradle" czyli - choroba, szaleństwo i smierć, są czarnymi aniołami, które stoją wokół mojej kołyski - doskonale opisuje to, co przedstawiał na swoich obrazach. uważam że ten cytat jest bardzo piękny.
Przemijanie jest nieodłącznym elementem życia, i właśnie to w swoich obrazach starał się pokazać Edvard Munch. Jeśli nikogo jeszcze w życiu nie straciliście - jesteście szczęściarzami.